Dzisiaj, wracając w pięknym słoneczku piękną i wcale nie tłoczną* M25 z treningu w Sevenoaks, jak zwykle słuchałam sobie mojej ulubionej stacji LBC**. Byłam trochę zszokowana jak usłyszałam temat dzisiejszej dyskusji James'a O'Brien. Otóż wspomniał on o wstawiennictwie brytyjskiego min. spraw zagranicznych i arcybiskupa Canterbury u irańskich władz, aby nie wykonywały wyroku śmierci na skazanym za wiarę pastorze.
Świadomie piszę, skazanym za wiarę. Youcef Nadarkhani jest ewangelickim pastorem, aresztowanym 2 lata temu za apostazję i skazanym na śmierć. Co ciekawsze, już raz Irański Sąd Najwyższy oszczędził mu tej kary (w lipcu) - ale po kolejnej rozprawie w jego lokalnym sądzie znowu został skazany na śmierć.
Jedyne, co może go (formalnie, w irańskim prawie) uratować, jest wyrzeczenie się wiary chrześcijańskiej. Na podstawie irańskiego prawa dano mu trzykrotnie szanse zrobienia tego, lecz odmówił.
Tyle "tła historycznego" (choć ledwie sprzed godzin). Sprowokowana przez O'Brien'a, zaczęłam się zastanawiać, co sądzić o tej sprawie. Abstrahując od irańskiego prawa, mówię o decyzji tegoż człowieka. Otóż ma on dwóch synów - 4 i 9 lat (przypominam, to pastor nie ksiądz). Jego decyzja o trwaniu w wierze może oznaczać, że jego synowie będą dorastali bez ojca. Co i O'Brien'a, i mnie prowokuje do zastanawiania się, jaka (i czy istnieje) decyzja jest słuszna. Wyprzeć się, oficjalnie, wiary aby móc opiekować się swymi dziećmi - czy stać twardo przy swojej wierze, nie zważając na okoliczności?
Pastor wybrał to drugie.
Osobiście rozumiem go - wypierając się wyparłby się swojego całego dorosłego życia (poza tym, że naucza tej wiary - przeszedł na nią całkowicie świadomie jako dorosły w wieku 19 lat) i nie miałby żadnego moralnego prawa do nauczania, czego naucza - jak można wymagać poświęcenia za wiarę gdy samemu się wybrało łatwiejszą drogę?
Z drugiej strony - rozumiem doskonale argument za wyparciem się. Jeśli przeżyjesz, możesz wychować synów i nauczyć ich jak mają żyć. Trudno to zrobić zza grobu, nawet będąc męczennikiem. Poza tym - życie ma zbyt dużą wartość, aby nim tak szafować - męczennicy dobrze wypadają medialnie, ale więcej dobrego zwykle robią Ci, którzy pracują po cichu ***(proszę nie mówić, że go atakuję, to stwierdzenie ogólnego faktu...). Nie sądzę, żeby jakakolwiek wiara w 21 wieku potrzebowała męczenników.
No i mam problem. Z jednej strony - rozumiem tego człowieka, bardzo szanuję za trwanie przy poglądach. Nie uważam tego za objaw "ekstremizmu" jak niektórzy to określają - uważam, że jest wierny swoim poglądom, co w świetle tego, co mu za nie grozi zasługuje na szacunek. Z drugiej strony - w życiu nie poradziłabym mu tego. Osobiście - poradziłabym mu wyrzec się, to tylko słowa. Jego życie jest znacznie więcej warte i w jego wieku - 34 lata - ma szanse jeszcze bardzo wiele dobrego w życiu zrobić. Nie zrozumcie mnie źle - szanuję jego wolną wolę i jego wybór więc byłaby to tylko rada. Wybrał inaczej.
No i problem jaki mam to ten dualizm. Szanuję człowieka za decyzję, której w życiu bym mu nie doradziła. Dość ostateczną. Zastanawiam się, czy nie powinnam być bardziej zdecydowana i, jak O'Brien - potępiać go (to może za dużo powiedziane) za "ekstremizm" - czy stać w pełni za nim, stwierdzając, że "tak, powinien tak zrobić". Boję się, że ten dualizm wynika bardziej z mojej osobistej postawy - nie sądzę, abym była gotowa na takie poświęcenie w imię jakiejkolwiek idei, choć podziwiam ludzi którzy są na to gotowi. Ja niestety należę do tych "wątpiących". Z drugiej strony - nigdy nie byłam i prawdopodobnie nie będę postawiona w sytuacji, w której musiałabym podjąć taką decyzję, więc kto wie?
Mówiąc po prostu - zawsze gdzieś z tyłu głowy tli się myśl - a co, jeśli to okaże się "pustą" ideą? Nie lubię marnotrawstwa ;)
Ciekawa jestem Waszych opinii? Słusznie czy niesłusznie robi - i dlaczego? Nie oczekuję potępiania Iranu, bo to wszyscy robią od lat, mam nadzieję, że i tym razem ujdzie śmierci. Ale pomóżcie mi rozwiązać ten dylemat...
I posłuchajcie tego, na czym się w tej kwestii wychowałam. Brassens miał chyba rację:
*naprawdę niezbyt zatłoczona - dla tych, co wiedzą jak M25 wygląda zwykle
** polecam wszystkim uczącym się angielskiego www.lbc.co.uk - mało jest w internecie źródeł aktualnego, żywego języka w połączeniu z bardzo dobrym programem. Aha, LBC to skrót od London's Biggest Conversation - co mówi samo za siebie :)
*** ja wiem, że w Polsce raczej bardziej jest popularna postawa romantyczna, niż pozytywistyczna - ale romantycy żyją może i intensywnie, ale krótko. To pozytywiści budują naszą rzeczywistość i lepiej nie zamieniać tych ról.
ps. więcej o sprawie:
www.thetimes.co.uk/tto/news/
www.google.com/hostednews/afp/article/ALeqM5gB_1jWX3ee88PoTA_P9xcHEmcnJA