No i jest ciekawie. Badanie przeprowadzane wśród opuszczajacych lokale wyborcze (tzw. exit poll) pokazuje wygraną konserwatystów, ale nie dającą im większości w Parlamencie. Wg. tego badania (które jednak nie obejmuje głosowania pocztowego!) konserwatyści mogą uzyskać 305 miejsc, labourzysci 255, LibDem zaskakujaco mało, 61, reszta 29. Na razie, z policzonych głosów są 4 obwody, więc to wszystko badanie.
Komentatorzy zaznaczają, że tak kiepski wynik Lib Dem (gorszy niż w poprzednich wyborach) niekoniecznie oznacza, że ne byli np. drudzy w większości okregów, odpowiednio za konserwatystami lub labourzystami. To ta matematyka wyborcza, którą trzeba brać pod uwagę.
A więc pozostaje czekać na informacje o rzeczywistych. policzonych głosach. Może być ciekawie w najbliższych dniach. Konserwatyści raczej nie osiagną 326 miejsc potrzebnych im do stworzenia rządu wiekszościowego.
Istotna jest kwestia wyników w okręgach, gdzie o wyborze decyduje niewielka przewaga głosów. Otóż okazuje się, że w niektórych miejscach całkiem spora liczba osób nie była w stanie oddać głosu ze względu na bardzo duże kolejki do lokali wyborczych. Duża - to znaczy ponad sto osób. mimo przybycia odpowiednio wcześniej, nie byli w stanie wejść do lokalu i oddać głosu przed zamknięciem lokalu o godzinie 22. Jeśli stało się to w miejscach o tak małej przewadze - może być to podnoszone przez wszystkie strony.
Zobaczymy. Czas spać, jutro rano dokładniejsza relacja, będzie więcej policzonych głosów
UZUPEŁNIENIE z godziny 08:55 rano 7 maja:
W tej chwili oczekujemy jeszcze na informację o 43 miejscach w parlamencie. Konserwatystom brakuje 38 do większości, mają w tej chwili 288, labourzyści 241, LibDem 51 i reszta 27.
Tak więc wyjątkowo blisko - dla konserwatystów do wygranej, labourzysci blisko za nimi. Na tyle blisko, że mimo stwierdzeń Camerona, że laboorzyści stracili mandat do rządzenia - tracąc blisko 90 miejsc w parlamencie - może okazać się, że Gordon Brown pozostanie premierem na czele koalicyjnego rządu.
To teraz kwestia dogadania się przez polityków, aby przedstawić Królowej kandydata na premiera, który jest w stanie zapewnić stabilne rządy. Gdyby to nie nastąpiło - Królowa może (choć w nowożytnej historii się to nie zdarzyło) zarządzić nowe wybory. Może też, jak to zdarzyło się na początku lat piećdziesiątych - poprosić polityków o sformowanie rządu koalicyjnego (wszystkich) celem zrobienia porządku z gospodarką. Jednym słowem, o odłożenie partyjnych priorytetów na półkę na jakiś czas. Zdarzyło się raz i nikt raczej nie spodziew się na razie takiego rozwiązania - ale ze względu na sytuację gospodarczą może okazać się to potrzebne. Inwestorzy nie lubią niepewności, funt leci od wczorajszego wieczora w dół, indeksy na londyńskiej giełdzie też. Jednak komentatorzy podkreślają, że Królowa z Jej 60 laty panowania wie, że jakiekolwiek mieszanie się w bieżącą politykę moźe monarchii tylko zaszkodzić - tak więc są to rozwiązania ostateczne. W końcu - Królowa panuje, nie rządzi.